Dziś nie będę skupiać się stricte na kaizen, ale na drugim ważnym elemencie, o którym pisałam w moim poprzednim poście (“Kaizen, czyli co? Po polsku, czyli jak?”). Opowiem Wam co nieco o nawykach - podstawie każdej trwałej zmiany w naszym życiu.
Jeśli macie trochę więcej czasu polecam przeczytać książkę “Siła nawyku” Charlesa Duhigga. “Polecałaś ją już ostatnio! Czemu nie mówisz o czymś nowym?” - powiecie. Odpowiedź jest prosta - bo to naprawdę dobra i ciekawa książka, która pozwala zrozumieć czemu niektóre zmiany zagościły w naszym życiu na zawsze, a innych za nic nie możemy utrzymać, albo dlaczego tak trudno jest nam rzucić zły nawyk. Jeśli jednak nie macie czasu na całą książkę i chcecie poznać jej sedno już, teraz to zwięzłe artykuły znajdziecie na przykład w tych dwóch miejscach:
- http://kacperchmielowiec.pl/ile-trwa-wyrabianie-nawyku/ (w ogóle polecam ten blog, pan Kacper Chmielowiec nie owija w bawełnę i nie obiecuje, że w trzy tygodnie zmieni Wasze życie),
- https://zwierciadlo.pl/psychologia/ile-czasu-potrzeba-na-wypracowanie-nowego-nawyku (przedrukowany w Zwierciadle fragment książki “Mininawyki. Małymi krokami do sukcesu” Stephena Guise).
Jeśli je przeczytaliście śmiało możecie ominąć następny akapit, gdzie dokonam własnego podsumowania.
Na początek mam dla Was złe wieści - wszystkie te opracowania, wmawiające Wam, że w 20, 30 czy nawet 60 dni zmienicie swoje życie, delikatnie rozmijają się z prawdą. Na ukształtowanie nawyku potrzeba zwykle znacznie dłużej. Według badań średnio należy poświęcić na to 66 dni, ale i liczba 254 dni nie jest nieprawdopodobna. Jeśli robicie coś codziennie przez niemal rok możecie już śmiało zakładać, że jest to nawyk. Ja zwykle oklaskuję swoje czynności nawykami po optymistycznych trzech miesiącach. Może nie jest to jeszcze stuprocentowy nawyk, ale po tym czasie wiecie już mniej więcej czego się spodziewać po kolejnym dniu wykonywania danej rzeczy albo jakie trudności możecie napotkać. Jest to z pewnością punkt, z którego łatwiej jest utrzymać swoje postanowienie z czysto technicznego punktu widzenia - wiecie już, co i jak robicie.
“Ale po co w ogóle wyrabiać w sobie nawyk? Mam silną wolę i jeśli coś postanowię, to od pierwszego dnia będę wierny swoim celom!”. Tak, jasne.
Człowiek jest stworzony ze swoich nawyków. Nawet jeśli dopada go choroba psychiczna, która sprawia, że nie rozpoznaje bliskich, nie mówi i nie jest w stanie logicznie wymyślić nowych sposobów na rozwiązywanie problemów - wciąż ma swoje nawyki. Znane są przypadki osób z brakiem pamięci długoterminowej, które mimo tego były w stanie funkcjonować do pewnego stopnia niezależnie właśnie dzięki wyrobionym w przeszłości nawykom. I czy taki właśnie nie jest nasz cel kiedy chcemy zdrowiej jeść, uczyć się nowych języków, albo uprawiać sport? Czy nie zależy nam dokładnie na tym, żeby działo się to niejako bez naszego udziału po prostu dlatego, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni? Po to wyrabiamy nawyki.
Nawyki niezwykle trudno wykorzenić, co jest pozytywne w przypadku dobrych przyzwyczajeń, ale o niebo gorsze kiedy mamy do czynienia z tymi złymi, jak na przykład palenie papierosów. Szczęśliwie można znaleźć nieco łagodniejszą i bardziej skuteczną formę porzucenia złych nawyków niż próba pozbycia się ich. Należy zastąpić jeden nawyk innym. Przykładowo: jeśli Twoim nawykiem jest kupowanie pączka w piekarni po drodze do pracy ciężko będzie dotrzeć do pracy bez niczego - zamiast tego lepiej zmienić trasę tak, żeby omijać piekarnię a zahaczać o sklep spożywczy, w którym można kupić codziennie inny owoc. “Myślisz, że tak łatwo zamienię pączka na banana?!”. Nie, wcale nie łatwo. Jak już wspomniałam, może to zająć nawet ponad dwieście dni.
Aby zakończyć dobrą informacją powiem Wam jeszcze, że nie musicie się bać pojedynczego dnia, który z jakichś przyczyn wypadnie Wam z grafiku wyrabiania nawyku. Badania wykazują, że odpuszczenie sobie przez jeden dzień raz na dłuższy czas nie ma znaczącego wpływu na wyrabianie nawyku. Co innego dwa, trzy i wszystkie dalsze liczby dni… Ale o tym, co zrobić, żeby utrzymać się w swoim postanowieniu dzięki kaizen (tak, tu wreszcie pojawia się pojęcie kaizen!) porozmawiamy w następnym poście.
Komentarze
Prześlij komentarz